Tegoroczna wyprawą rowerowa chcieliśmy zamakać całe wybrzeże Morza Bałtyckiego od zachodu po wschód. Wszystko przebiegało dobrze do momentu gdy jeden z uczestników wyjazdu pod koniec trasy mocno się przeziębił i wyprawa zakończyła si e dwa dni wcześniej.
Wyprawa zaczęła się we Flensburgu po kilkunastogodzinnej podróży autokarem. Po pierwszym śniadaniu w Niemczech odnajdujemy drogę rowerową nad morze. Śmiał można powiedzieć że, do Świnoujścia będziemy poruszać się tylko takimi drogami rowerowymi. Sieć dróg rowerowych jest przeogromną i doskonale oznaczona, jedzie się jak po sznurku. Trzymając się blisko morza będziemy mijali rozległe odludne, dzikie plaże na których rządzi natura. Od razu można powiedzieć że, Niemcy tą naturalność sobie bardzo cenią. Jest sporo rezerwatów przyrody. Małe miejscowości nadmorskie są przyjemne bez tłumów ludzi, wszechobecnych kramów, straganów/oferujących ciupagi/. Zwiedzamy kolejno Kilonię, Lubekę, Wismar. Niestety nie zobaczymy/ w tym roku/ Rugi i Uznamu. Cała trasa przebiega płynnie i spokojnie. Do momentu zakończenia jazdy na wysokości przeprawy promowej na Uznam przejechaliśmy 650 km. Na pewno wrócimy tutaj aby dokończyć pozostałą cześć linii Bałtyku.
W trasie byli Artur/wyprawowy przypadek chorobowy/, Grześ i Krzyś.
Serdeczne podziękowania dla naszego sponsora, firmy BalustradyLG :)
Z wiadomych względów, w niepewnych czasach wyprawa rowerowa odbyła się w Polsce choć plany mieliśmy zgoła odmienne. Tegoroczna wyprawa to powrót do początku naszych wyjazdów. Postanowiliśmy przejechać wschodnią częścią Polski. W 2006 roku pokonaliśmy tą trasę jednak teraz będziemy starali się trzymać jak najbliżej granicy. Rozpoczynamy w Sejnach kierując się do ostatniej po stronie Polski Kanału Augustowskiego śluzy Kurzyniec. Zwiedziliśmy najstarszy drewniany meczet tatarski w Polsce we wsi Kruszyniany. Przejeżdżając przez Białowieski Park Narodowy mieliśmy możliwość zobaczenia kilku niezwykłych miejsc jak tajemnicze „Miejsce Mocy” obszar dawnego kultu Prasłowian, uroczysko Stara Białowieża z dębami liczącymi 150-500 lat. W trakcie jazdy co rusz napotykamy na „cudeńka” architektury sakralnej. Dojeżdżając do Włodawy odpoczywamy na jeziorem Białym. Podróż mija nam spokojnie, bez awaryjnie przy ładnej pogodzie w towarzystwie ogromnej ilości komarów. Cała trasa to niecałe 800 km jesteśmy spełnieni biorąc pod uwagę że można było w ogólne nigdzie nie pojechać. Plany dalej czekają na realizację.
Kolejna wyprawa rowerowa za nami... Plan przejazdu wzdłuż części wybrzeża Morza Bałtyckiego pojawił się u mnie już wcześniej i doczekał się realizacji. Co prawda miało zacząć się w Tallinie jednak nie udało nam się tam dostać autobusem z Warszawy ponieważ żaden przewoźnik nie chciał nam zabrać naszych rowerów no a bez nich co to wybyła za wyprawa ....rowerowa. Natychmiast wcieliliśmy do realizacji plan B i po dostaniu się do Elbląga /dziwne że autobusem/ zaczynamy naszą kolejna przygodę rowerową. Od tego momentu będziemy poruszać się częścią trasy Eurovelo 13 /bo cała liczy ponad 10000km / zwanej „szlakiem żelaznej kurtyny”. Korzystając z wakacyjnej „promocji” na wizy rosyjskie wjeżdżamy do obwodu kaliningradzkiego i podążamy do Kaliningradu. Zwiedzamy królewskie ładnie zadbane miasto, oglądamy statki muzea w porcie i ruszamy w kierunku Narodowego Parku Mierzei Kurońskiej. Wydmowa Mierzeja Kurońska zwana także „ Neringa” oddziela M. Bałtyckie i Zalew Kuroński na długości 98 km której część należy do Rosji a część do Litwy. Neringa wpisana jest na listę UNESCO. Odcinek tej trasy zaoferował nam niezwykle szeroki wachlarz krajobrazów, kultur i historii a także możliwość przejechania przez trzy kraje. Chociaż podczas „Zimnej Wojny” nie zbudowaniu tu żadnych murów, ogrodzeń to jednak duże obszary wybrzeża były niedostępnymi obszarami wojskowymi/podobnie jak w Polsce/ i zostały otwarte w ostatnich latach. Przejeżdżając przez te tereny mieliśmy okazje spotkać wiele miejsc przypominających o tym ponurym okresie w dziejach ludzkości. Kolejnym miejscem które zwiedzamy jest Kłajpeda. To duże portowe miasto gdzie mamy okazje zwiedzić kilka żaglowców cumujących w porcie, kameralną część starego miasta z charakterystycznymi wąskimi uliczkami i kamienicami. Wjeżdżamy na Łotwę, poruszamy się teraz po historycznej części Łotwy Kurlandii. Mijamy Lipawę kierując się do Jurkalane.
Wyjazd do Odessy chodził mi po głowie od paru lat, jednak zawsze coś wypadało i zmienialiśmy plany. Klamka zapadła gdy w grudniu 2017r. uruchomiono połączenie Przemyśl –Odessa. Jak się później okazało nie skorzystaliśmy z niego bo nie było już biletów tylko z połączenie ze Lwowa i zaowocowało to tym że zapłaciliśmy o wiele taniej za powyższe bilety. Wystartowaliśmy o godz. 2245 i z samego rana zameldowaliśmy się w Odessie. Tutaj mieliśmy dwa dni na zwiedzanie. Oczywiście na swoich rowerach robimy to w niespełna dzień i pozostały czas spędzamy na plaży. Odessa nie zachwyciła nas niczym specjalnym. Cztery reprezentacyjne ulice z pięknie odnowionymi kamienicami i markowymi sklepami a czym dalej no cóż możecie się tylko domyśleć. Opera, słynne schody Patiomkinowskie, muzeum, deptak, ogromny port z pewnością warto było zobaczyć. Ceny już też nie powalają z nóg. Mit o taniej Ukrainie już minął. Wszystko kosztuje porównywalnie jak u nas oprócz używek, papierosy i wódka nieprzyzwoicie tanie. Po dwóch dniach laby „kulbaczymy” nasze jednostki i obieramy kierunek dom. Jadąc wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego na wysokości Zatoki kierujemy się do Biełogrodu. Jednym z jego ciekawszych zabytków jest usytuowana nad brzegiem rzeki imponująca twierdza Akerman. Forteca wzniesiona została ma przełomie XIII i XV wieku w miejscu starożytnej greckiej kolonii Tyras. Należy do największych tego typu zespołów fortyfikacyjnych w środkowo-wschodniej Europie. Opuszczamy Ukrainę, czas na Mołdawię.
Jeżeli się komuś wydaje że, Węgry po piękna rozległa równina to bardzo się myli. My doświadczyliśmy jak piękne są góry Bukowe oraz najwyższy szczyt Węgier Kekes przemierzając ich znaczna cześć na rowerach. Tegoroczna wyprawa rowerowa zaprowadziła nas na Węgry konkretnie chcieliśmy przemierzyć część gór Bukowych oraz zaliczyć najwyższy szczyt Węgier Kekes. Samochód zostawiamy w Tokaju i po „objuczeniu” rowerów ruszamy w kierunku Miscolca gdzie wieczorem śpimy oczywiście w dziczy w Lilafiired. Zaczynają się góry z kilkukilometrowymi podjazdami ale co ważne z pięknymi widokami na pasma bukowiny. Docieramy do punktu widokowego na Belvany/956m./ skąd rozciąga się piękna panorama na słowacką część małych Karpat. Dalej napotykamy rozliczne jaskinie których tutaj jest ogrom i których nie zwiedzisz z drogi. Kierujemy sie do Egeru zaliczając po drodze piękne wodospady w Szilvasvard. W Egerze odnajdujemy camping u podnóża mekki winiarzy tj. „doliny pięknych pań”. Kolejny dzień spędzamy na zwiedzeniu Egeru i tym podobnym atrakcjom. Nazajutrz rano bez sakw wyjeżdżamy aby zdobyć Kekes /1059m./ Na szczyt można spokojnie wjechać samochodem prowadzi tam asfaltowa droga. Na górze mamy wieżę telewizyjna z platformą widokową, wyciągi narciarskie??, restaurację.
W tym roku zamieniliśmy rowery trekingowe na rowery górskie i spróbowaliśmy jazdy po górkach nowosądecczyzny. Miejscem wypadowym na nasze trasy było Rytro, gdzie nad brzegiem rwącego Dunaju rozbiliśmy nasze namioty. W tym samym dniu odbyliśmy pierwszą wycieczkę. Udaliśmy się na Przełęcz Obidza/930m/ skąd rozciąga się piękna panorama na Gorce i Tatry ale niestety nie dane nam było tego doświadczyć ze względu na zachmurzone niebo. Następny dzień to już poważna wspinaczka. Przez „Cyrlę” docieramy do czerwonego szlaku i jedziemy w kierunku Hali Łabowskiej/1061m/. Mijamy Halę Pisaną, Kamienny Wierch i docieramy do schroniska. Po smacznym obiedzie ruszamy dalej w kierunku łącznika na „Runku” ,odbijamy w dół do bacówki nad Wierchomlą skąd rozpościera się piękny widok na Tatrzańską Łomnicę. Wracamy do Rytra. Celem kolejnego wypadu jest najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego „Radziejowa”/1266m./. Jazda, pchanie roweru pod górę kosztowało nas sporo wysiłku ale krajobraz z wieży widokowej i mnóstwo darmowych borówek wszystko wynagrodziło. Do „domu” wracamy przez Wielkiego Rogacza i Niemcową.Kolejny dzień jazdy to w większości asfalt, jedziemy na Słowację. Przez Starą Lubownie, Litmanową (jemy przepyszny ser wyprażany) docieramy na Hore Żvir pielgrzymkowe miejsce tysięcy pątników. Wracamy przez Przełęcz Gromadzką i dalej znana nam już drogą przez Suchą Dolinę i Piwniczną do Rytra.
Siedem dni w trasie. Słowacja, Ukraina, Rumunia ,Węgry. Jazda z wiatrem i pod wiatr, jazda gdy z nieba lał się ogromny słoneczny żar. Kilkunastokilometrowe podjazdy na rumuńskie przełęcze. Jazda, ciągle do przodu, na rowerach - tak jak kochamy. Prawie osiemset przejechanych kilometrów. Codzienne podróżowanie przez nowe okolice. Spanie w namiocie, tak jak lubimy, przy górskich potokach, w lesie, czy na skraju pola - porostu gdzie się da. Kilkanaście odwiedzonych miejscowości, nowych poznanych miejsc. Odkrycie pięknych zakątków gór, cudowna trasa wzdłuż Cisy. Ten czas, to był czas spełniania naszego marzenia, naszego celu.
Kolejna wyprawa to wynik naszej pasji. Wiemy, że gdy człowiek ma marzenia, ma pasję, jest uparty i konsekwentnie krok po kroku realizuje kolejne cele, może zrobić naprawdę coś bardzo fajnego. Za rok znowu…. gdzieś wyruszymy.
Tegoroczną wyprawę rozpoczynamy w Kątach Wrocławskich. Udajemy się do Szczawna Zdrój gdzie zatrzymamy się u naszych przyjaciół obecnie tam mieszkających Grażyny i Tomasza. Uzdrowisko jest malowniczo położone u stóp starego Chełmca, łaskawie obdarzone przez przyrodę w przepiękny krajobraz, łagodny podgórski mikroklimat. Pierwszym punktem turystycznym wyprawy jest Osówka. „Osówka”, to drugi co do wielkości kompleks podziemnych budowli militarnych III Rzeszy w Górach Sowich z końca II wojny światowej. Pod Osówką udostępniono do zwiedzania ok. 1800 m. wąskich korytarzy, poprzecinanych halami i bocznymi przejściami, tworzącymi podziemny labirynt (w układzie szachownicy). Opuszczamy uzdrowisko kierując się w stronę Czech a dokładnie jedziemy do Adspachu gdzie czeka na nas przepiękne, unikalne Skalne Miasto.Formy skalne zbudowane z piaskowca płytowego malowniczo i wspaniale wyrzeźbione przez naturę 100 metrowe skalne ściany sprawiają często monumentalne wrażenie. Znajdziemy tutaj skalny wodospad, piękne szmaragdowe jezioro starej piaskarni otoczone różnobarwną roślinnością oraz górne jeziorko gdzie ciekawą atrakcją jest przepływ wieloosobowymi tratwami z zabawnym komentarzem obsługi (ten kto mówi że język czeski nie jest śmieszny to jest w dużym błędzie).
Dzień I
Wyprawę zaczynamy w Ropczycach (dziękujemy Krzysztofowi za transport). Niestety na niebie zbierają się czarne chmury. Kierujemy się na Mielec uciekając przed deszczem. Po przejechaniu 20 km deszcz jednak nas dopada mamy godzinę przymusowego postoju. Jak się później okazało deszcz będzie nam towarzyszył przez niemal cała wyprawę. Docieramy do Mielca. Przed nami przeprawa przez Wisłę w Połańcu. Woda na Wiśle jest tak niska, że w pewnym momencie prom osiada na mieliźnie. Tylko dzięki doświadczeniu i sprytowi- obsługi prom dociera w końcu na drugi brzeg. Pierwszy nocleg znajdujemy w Golejowie k. Staszowa wynajmując domek kempingowy za jedyne 30zł z ciepła wodą i normalnymi łóżkami. Zaczyna się super. Licznik 90 km.
Litwo! „Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuję…”,bo jestem pod wrażeniem tego, co widziałam wakacyjną pora na twoich ziemiach. Może nie opiszę uroków przyrody i życia ludzi w sposób tak mistrzowski, jak uczynił to Mickiewicz, nie napiszę epopei… ale postaram się podzielić wrażeniami z kolejnej wyprawy rowerowej „Mechanika”
Dzień I
Przygoda nasza zaczyna się w Augustowie. Ruszamy wzdłuż kanału augustowskiego, przjezdzamy przez Puszczę Augustowską. Dzień kończymy w Berżnikach nad jez. Walenieżno którego połowa należy już do Litwy. Dystans 70 km.
Dzień II
Szybka poranna kąpiel i startujemy w kierunku granicy, którą przekraczamy…. gdzieś w lesie. Pierwszym punktem dzisiejszego dnia są Druskienniki, popularne uzdrowisko położone na brzegu Niemna. Druskienniki są najbardziej na południe wysuniętym miastem Litwy, najstarszym uzdrowiskiem w kraju, słyną ze słonych źródeł, delikatnego i ciepłego mikroklimatu. Nazwa miejscowości wywodzi się od soli (lit. druska).Następnie kierujemy się w stronę Narodowego Parku Dżukijos. Piękna pogoda, mnóstwo jeziorek w lasach i przyjemnie uciekające km. Namiot rozbijamy nad jez. Gulbis. Pokonaliśmy 110km.
Na tegoroczną wyprawę rowerową wyruszyliśmy w trzyosobowym składzie. Naszym celem były zamki w Kamieńcu Podolskim i Chocimiu na Ukrainie.
I dzień
Wystartowaliśmy z Krosna porannym pociągiem zwanym "przemytnik" do Chyrowa. Już w trakcie jazdy pociągiem doznajemy pierwszych niezapomnianych wrażeń związanych z pomysłowością pasażerów udających się na niekoniecznie legalne zakupy. Wagon zresztą jedyny w składzie został w ciągu 20 minut całkowicie rozebrany. Z Chyrowa już na naszych rowerach udajemy się w kierunku Truskawca znanego ukraińskiego kurortu. Jak się można było spodziewać drogi na Ukrainie istnieją tylko z nazwy, o stanie technicznym nie warto się rozpisywać gdyż nie można ich porównać do niczego. Trzeba być niezmiernie skoncentrowanym i czujnym w czasie jazdy bo w najlepszym przypadku trzeba by do domu wracać na piechotę. Pod wieczór po przejechaniu 80 km. dotarliśmy do Truskawca gdzie noclegu udzielił nam wcześniej poznany sympatyczny Ludomir jak się później okazało mający dużo wspólnego z Polską.
Tegoroczna wyprawa rowerowa zorganizowana przez MUKS "Mechanik" prowadziła wzdłuz północnej części Polski od Kołobrzegu do Augustowa. Krótka relacja z naszej eskapady.
Dzień I
Kołobrzeg przywitał nas zachmurzony, morze niespokojne nie był to dobry prognostyk przed rozpoczynajaca sie podróżą. Promenadą kołobrzeską wyruszamy do Sianożęt obejrzeć pozostałośći po ruskiej bazie lotniczej. Pierwsza latarnia morska Gąski. Przejezdzamy wzdłuż jezior Jamno i Bukowo. Pomimo brzydkiej pogody /zaczął siąpić deszcz/ trasa jest fantastyczna z jednej strony jeziora po drugiej na wyciagnięcie ręki morze. Cudownie. Darłowo niestety zamek Książąt Pomorskich pomimo wielu chętnych turystów aby go obejrzeć zamknięty na cztery spusty choć jest dopiero 15 godz. ot nasza rzeczywistość. Zwiedzamy port, latarnię. Wyjezdzamy w kierunku Jarosławca. Dzisiaj wczesniej kończymy jazdę. Po całonocnym pobycie w pociągu trzeba się w końcu wyspać. Noc spędzamy na plaży w opuszczonym budynku po wojsku.
Kolejny etap w podróży rowerem dookoła Polski zaliczyli członkowie MUKS "Mechanik". Po ubiegłorocznej wyprawie wzdłuż wschodniej granicy przyszedł czas na pokonanie trasy zachodnim i południowym krańcem Polski. Wyprawa nasza zaczęła się w Rzeszowie gdzie po nocnej podroży pociągiem rano dotarliśmy do Szczecina.
Dzień I
Pierwszy dzień jazdy to pokonanie trasy do Krosna Odrzańskiego, staraliśmy się jechać jak najbliżej granicy stad nasza obecność w najdalej wysuniętym na zachód Osinowie Dolnym a wcześniej historycznym miejscu znanym z zamierzchłych czasów Cedyni. Piękna słoneczna pogoda sprawiła, że kilometry uciekały aż przyjemnie było patrzyć na licznik. Kostrzyń n. Odrą, Słubice to kolejne miejscowości na trasie aż do Krosna Odrzańskiego gdzie przyjechaliśmy wieczorem. Pomimo "małego" zmęczenia na samą myśl, że jesteśmy w Krośnie poczuliśmy się lepiej. Namiot rozstawiliśmy na terenie ośrodka sportowego i spokojnie przespaliśmy pierwsza noc. Stanlicznika160km.